Złota niezapominajka
Na nowej drodze życia
Odkąd pamiętam, byłem złodziejem. Głównie okradałem banki i sklepy jubilerskie. Policja poszukiwała mnie w całej Europie. Jednak nie przejmowałem się tym i żyłem w ciągłym ukryciu. W młodości założyłem rodzinę. Miałem malutką córeczkę. Niestety, wtedy dla mnie liczyły się tylko wartości materialne, więc porzuciłem żonę z dzieckiem. Jak teraz o tym wszystkim myślę, to zauważam wszystkie swoje błędy… Przyczyniło się do tego pewne wydarzenie sprzed dziesięciu lat.
Kilkanaście lat temu, zmęczony pracą w Polsce, udałem się do Hiszpanii, a dokładniej do Madrytu. Chciałem wtedy trochę odpocząć od przestępczości. Jednak pewnego dnia zauważyłem idealny sklep do obrabowania. Nie mogłem nie skorzystać z tej sytuacji. Wydawało mi się, że wszystko zaplanowałem. Jednak było inaczej. Kiedy rozpoczął się napad, początkowo nie spostrzegłem jednego pracownika, który ukrył się i chciał zadzwonić na numer alarmowy. Po pewnej chwili ujrzałem go, więc zacząłem mierzyć do niego bronią. Próbowałem zapobiec jego działaniom, jednak to nie poskutkowało, gdyż policja i tak przyjechała. Teraz cieszę się, że nie strzeliłem, ponieważ dostałbym jeszcze większą karę i do końca życia czułbym się winny za śmierć drugiego człowieka. Właśnie wtedy zostałem pierwszy raz złapany na gorącym uczynku. Trafiłem do więzienia w Madrycie. Bałem się tam przebywać. Wszyscy wydawali się tacy groźni. Na dodatek nie rozumiałem niczego, co mówili do mnie inni więźniowie, ponieważ nie znałem hiszpańskiego. Byłem przerażony. Wszyscy ciągle krzyczeli. Wciąż słyszałem słowa: „¡Déjame salir de aquí!”.
Po dwóch tygodniach w Hiszpanii zostałem deportowany do Polski. Tam czekał na mnie proces w sądzie. Policja powiązała inne przestępstwa z moją osobą, więc zostałem skazany na dwadzieścia pięć lat więzienia. Wszystkie nagłówki gazet tak wtedy wyglądały: „Największy złodziej w centralnej Europie został złapany!”. Od tamtego momentu moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni.
Kiedy trafiłem do polskiego więzienia, dostałem list. Bardzo mnie to zdziwiło, gdyż nie miałem wielu przyjaciół. Zastanawiałem się, kto mógł do mnie napisać. Nagle ujrzałem adresata listu, była to moja córka. Początkowo bardzo się ucieszyłem, ale gdy czytałem kolejne zdania, czułem się coraz gorzej. Pisała, że kiedy zostawiłem ją i jej matkę, zrujnowałem jej życie, że musiała się przeprowadzić, porzucić przyjaciół, zmienić nazwisko. Tylko po to, aby moja działalność nie wpłynęła na jej przyszłość. Ciągle wytykała mi moje błędy, których jeszcze wtedy nie rozumiałem. Nie wiedziałem, co jej na to odpisać. Postąpiłem, więc jak tchórz i w żaden sposób nie odpowiedziałem na list.
Teraz minęło już dziesięć lat mojej odsiadki. Początkowo w więzieniu byłem bardzo samotny. Nie udało mi się tam z nikim zaprzyjaźnić. Z czasem zacząłem powoli żałować swoich poczynań i rozumieć, że zniszczyłem życie mojej żonie i córce, kiedy od nich odszedłem. Z dnia na dzień czułem się coraz gorzej. Męczyło mnie poczucie winy…
Pewnego dnia do więzienia trafił mój kolega z młodości. Nawiązaliśmy ponownie kontakt. Zaczęliśmy spędzać ze sobą czas i dużo rozmawiać o problemach jak i życiu codziennym. Opowiedziałem mu o liście, który dostałem przed laty i wyznałem mu, że kiedy wyjdę z więzienia, odnajdę swoją córkę. On na to odparł, że ona nie będzie chciała mnie znać. Poczułem wtedy taką pustkę w sercu. Zrozumiałem, ile wyrządziłem krzywd swojej rodzinie. Pomyślałem wtedy: „Chciałbym umieć cofnąć czas, by móc obserwować, jak dorasta moja córka i być dobrym i kochającym ojcem, który dostrzega ważne wartości, takie jak miłość i przyjaźń”. Ta myśl towarzyszy mi teraz każdego dnia… Jednak uświadomiwszy sobie, co jest naprawdę w życiu ważne, postanowiłem wreszcie po latach odpisać na list od córki. Wyznałem jej, że czuję się okropnie przez to, jak ją potraktowałem kilkanaście lat temu i że bardzo za wszystko przepraszam. Poprosiłem ją, aby mi wybaczyła i odwiedziła mnie jakiegoś dnia w więzieniu. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś ujrzę moją córeczkę…
Teraz codziennie rozmyślam nad tym, jakby wyglądało moje życie, gdyby nie obrabowywanie banków i sklepów. Wyobrażam sobie, że byłbym szczęśliwym, powoli starzejącym się człowiekiem. Wyprowadziłbym się z żoną na wieś. Wiedlibyśmy spokojne życie… Jednak to tylko marzenia, które nigdy się nie spełnią…
Już byłem bliski załamania, ale coś sobie wtedy uświadomiłem. Ta odsiadka dużo mnie nauczyła. Problemy codzienności otaczają mnie nieustająco. W więzieniu nie mam dobrych warunków do życia. Mam małą celę, która musi mi wystarczyć, jeśli chcę właściwie funkcjonować. Nie dostaję dobrego jedzenia. Ciągle pracuję w pralni i piorę ubrania innych więźniów. Zacząłem również uczyć się hiszpańskiego i wreszcie zrozumiałem, co ciągle słyszałem w Madrycie. Więźniowie krzyczeli: „Wypuśćcie mnie stąd!”
Jednak mam wrażenie, że właśnie ta odsiadka była mi przeznaczona. Dzięki niej zrozumiałem, co jest naprawdę ważne. I jestem wdzięczny Bogu za to, że taki los mnie spotkał, ponieważ teraz dostrzegam dobro i czuję tę wielką prawdę, że drobiazgi stanowią w sumie życie. Powinienem zawsze doceniać to, co miałem, a nie przejmować się ilością pieniędzy, w dodatku nielegalnie zarobionych. To dziesięć lat w więzieniu nauczyło mnie więcej niż wcześniejsze moje życie i za to jestem wdzięczny Bogu.
Barbara Dąbrowska VIII b